wtorek, 29 stycznia 2013

Moja siłownia

Chciałabym wam pokazać jak wygląda i co posiada jedna z typowych amerykańskich siłowni, na jakie chodzę...

SZATNIA


 Szafka 330, czyli moja ulubiona. Wszystkie szafki są na szyfry. Pomimo, że zawsze używam tego samego, kiedyś zdarzyło mi się wcisnąć zły i zapisać. 






balsam, żel do włosów, spray do ciała i płyn do jamy ustnej, to zapewnia siłownia.


Gdy jesteśmy bardzo zmęczeni, można po prostu usiąść i obejrzeć TV.


W szatni nie ma przebieralni. Każdy po prostu przebiera się przy wszystkich. 

SIŁOWNIA


Bieżnie, jak widzicie każda ma swój własny telewizorek i dostęp do kilkudziesięciu kanałów.


Ze względu, że słuchałam akurat muzyki - mój TV jest nie wł.


Jak ktoś korzysta z innych sprzętów, może korzystać z ogólnych TV. Przy każdym urządzeniu jest wejście na słuchawki, wystarczy wybrać odpowiedni kanał opisany na telewizorze.


Po skorzystaniu z każdego sprzętu, należy wziąć wilgotną, dezynfekującą chusteczkę i wytrzeć wszystkie miejsca, które dotykaliśmy rękoma lub ciałem.


Zawsze mam tak grafik na siłowni ułożony, że jak jest pora na rowerek, akurat leci moje ulubione show.


Można wziąć piłkę do kosza i sobie pograć. 





Darmowa kawa.


Na dole też są sprzęty, ale ja jakoś nigdy z nich nie korzystam.


 Na piętrze również znajduję się bawialnia. Matki oraz au pair mogą zostawić dziecko i iść sobie poćwiczyć. Z tego rozwiązania korzysta Alexia.


Oczywiście fontanny wodne, można je spotkać wszędzie. 


Racquetball oraz squash



BASEN & SPA




sauna


komora gazowa =]


Po ćwiczeniach i relaksie w saunie, korzystając z prysznicu, komplex zapewnia nam, żel do ciała, szampon i odżywkę do włosów. 


Następnie możemy bardzo szybko wysuszyć sobie włosy pod tym urządzeniem. 


Mokry strój kąpielowy wkładamy do tego urządzenia, 10s. wystarczy, by nasz strój nie był mokry a zaledwie wilgotny.


Następnie możemy go włożyć w foliową torebkę, którą również mamy zapewnioną,


Tak wygląda komplex w pigułce. 


Uwielbiam amerykańskie automaty, bo można w nich wydać wszystkie drobne monety lub zapłacić kartą.




Parking przed siłownią zawsze pełen. Teraz też pomimo, że jest 10 rano.


I tak wygląda przód.



Poza basenem, spa i siłownią komplex zapewnia róznież, zumbę ( na którą miałam okazję chodzić), jogę, taniec dla dzieci, masaż, gimnastykę i wiele, wiele więcej.... nic tylko mieć czas i chodzić =]

sobota, 26 stycznia 2013

tylko my i tylko ja....

1. Możemy zamówić jedzenie w thru drive i wejść do środka by zjeść.
2. Jechać drogą jednokierunkową pod prąd.
3. Ściągnąć program dla Mac'a na Windows'a.
4. Jechać do downtown Cincinnati przez Kentucky.
5. O 4 rano jechać autostradą bez świateł.
6. Podczas jednej imprezy, jednemu kolesiowi sprzedać 3 różne wersje dotyczące swojego pobytu w USA.
7. 4 razy z rzędu żegnać się z koleżanką, która wraca do domu i wyjechać nie może.
8. Oglądać amerykańską telewizję i czekać na polskiego lektora.
9. Prowadzić monolog z kolegą na facebooku.
10. Pić Canadę Dry, chodzić bez kurtki przy -10 stopniach, sądząc że jestem nieśmiertelna.
11. Po siłowni jechać na fast-food.
12. Tworzyć własne wyrazy po angielsku.
13. Wysyłać do kogoś TAX, a nie TEXT.
14. 26 stycznia mieć jeszcze dekorację Halloweenową.
15. Położyć się na środku ruchliwej drogi w celu zrobienia dobrego zdjęcia.
16. Ugotować obiad i zabrać dzieciaki do restauracji.
17. Przeczytać poradnik dla mężczyzn, jak żyć w zgodzie z kobietami.
18. Kupić obudowę do iPhona przed kupnem iPhona. Pomijając fakt, że obudowę kupiłam do iPhona 3G a mam 4.
19. Jeść pizze z ketchupem w USA.
20. Zapytac kogoś o imię a nawet nie starać sie go zapamiętać.
21. Ubrać się w kostiumy Halloween'owe i iść na zwykłą imprezę.
22. Poderwać kolesia na tekst: "yeah I know, Justin Bieber!"
23. Być wielkim fanem Eminema i śpiewać piosenki One Direcion w samochodzie.
24. Zrobić sobie drzemkę w ciągu dnia i nastawić budzik na 12 a.m.
25. Uczyć się angielskiego, a nie znać polskich słów typu "zaondulowany".


I love my life... 
życie w USA jest takie "fucking awesome"!!



czwartek, 24 stycznia 2013

Where's George?

Często gdy mam w ręku monetę lub jakiś banknot, zastanawia mnie jego historia. Kto go  już miał? skąd przyszedł? kto go będzie miał i co z nim robiono? Ale jakoś żadne pieniądze do mnie nigdy nie przemówiły, ani nikt nie potrafił mi odpowiedzieć na to pytanie, aż do dziś!


ale od początku......


Dzisiaj Natalii, w końcu oddała mi długo oczekiwany dług. Teraz mogę jechać do Kalifornii - woohooo!!!

Oczywiście żart! Wisiała mi całego $1, nawet nie wiem kiedy go pożyczyła, ale ok. "Dają to bierz", jak mawia polskie przysłowie. Wręczając mi banknot, jej i moją uwagę przykuł pewien różowy napis na odwrocie, "wheresgeorge.com". Mojej ciekawości taka informacja nie mogła przejść obojętnie. Ze względu, że mój tel spełnia już jakieś standardy, a w szkole mamy darmowego neta, odszukałam daną stronę. Okazało się, że mogę poznać HISTORIĘ tego dolca :)

Dużo nie przeszedł, bo 35 mil z Miamisburg, OH. Szedł do mnie 106 dni, 11 godzin i 35min. Na tej stronie można zostawić wiadomość, dla kolejnych posiadaczy banknotu. Można również stworzyć historie nowego. Teraz jak ktoś zaloguje się na tej stronie i poda nr mojego dolca, dostanę info gdzie już jest. Myślę, że fajna opcja dla kogoś kto ma duuużo czasu, na siedzenie w necie, a na pewno świetna ciekawostka dla mnie i dla was.



poniedziałek, 21 stycznia 2013

pożegnaNieee =(


Nadszedł pierwszy najsmutniejszy dla mnie moment. Musiałam pożegnać się z au pair'ką która wraca do Francji. To jest chyba jedna z najgorszych stron programu. Przyjeżdżasz do USA, poznajesz pełno niwych znajomych, nową rodzinę z którą mieszkasz 12 miesięcy i nagle wyjeżdżasz, tak na zawsze. Jest 99,9% że już nigdy ich nie zobaczysz i to mnie boli. Amandine znałam zaledwie 3 miesiące i było mi ciężko. Nie wiem co to będzie jak będę się żegnać z innymi po 12-stu miesiącach. W każdym razie na pożegnanie zrobiłam dla Amandine mały prezent.


od lewej: Natalii, Alexia, ja, Amandine. 
Bardzo jej się podobał, co mnie też bardzo ucieszyło ;) 

Spotkałyśmy się w Starbucks'ie. Wypiłyśmy herbatę, podsumowałyśmy znajomość i powiedziałyśmy sobie "goodbye!" 


Po spotkaniu udałam się z Natalii na dość ciekawy horror "MAMA". 


Po raz kolejny TRAILER okazał się lepszy od filmu. Były sceny przerażające, ale bez szału. Nie bałam się po filmie, pomimo że GPS prowadził mnie przez lasy a na końcu wyjechałam koło cmentarza. 

Poza tym w ten weekend wydałam najwięcej kasy w dziejach mojego pobytu w USA.

A kupiłam: 

sweterek FOREVER XXI (dla wścibskich FOREVER 21) $19,80. 


najzajebistsze pudełko na pierdoły jakie widziałam $1. Dollar tree.


zwykła szara koszula z flagą US. Walmart cena $3 z podatkiem $4,13. Dzisiaj zauważyła, że pod flagą jest 2012. Więc ta koszulka zawsze będzie mi przypominała kiedy to postawiłam swoją stopę na amerykańskiej ziemi. Poza tym zwykłe koszulki to jest to co brakuje mi najbardziej. Nabrałam z PL koszul, eleganckich rzeczy - jakbym miała tu codziennie do kościoła chodzić. Pisałam już kiedyś o tym ale przypominam, luźne i wygodne ciuchy to jest to co au pair potrzebuje najbardziej.


Iphone 4 $480.
W końcu się doczekałam tego cudeńka. Podchodziłam do zakupu dobre 3 razy. Jeśli chodzi o sprzedaż telefonów u operatorów to nie znam większego absurdu. W USA przynajmniej w Verizon nie mają kart sim. Tel działa przez satelity. Chciałam kupić iphone i chciałam żeby przełożyli mi mój amerykański nr (za który nic nei płacę) do nowego telefonu. Na abonament mogłam go kupić za $1 a bez abonamentu za $500 pomimo, że w obu przypadkach trzeba płacić co miesiąc $30. Poszłam więc do APPLE STORE i dokonałam wczoraj zakupu. Problem polegał na tym, że moja polska karta to zwykła karta sim a do iphone wchodzi micro. Dlatego musiałam swoja wielką kartę przyciąć. Wzięłam nożyczki i po prostu do zrobiłam. Nie bawiłam się w ściąganie szablonów, czy kupowanie specjalnego dziurkacza do kart micro. Pan sprzedawca powiedział, że jak karta nie będzie mi działała mam 2 tyg na oddanie telefonu, więc po prostu to zrobiłam. Jestem mega zadowolona z tego zakupu i mam nadzieję, że będzie mi służył na długi czas. 







sobota, 19 stycznia 2013

Poprzednia au pair

Tak wiem, fajnie jest jak poprzednia au pair zostaje jeszcze z wami kilka dni, wszytsko wam pokazuję i w ogóle. Możecie ją zapytać mailowo czy na fejsie jaka jest rodzinka i dzieciaki. Chyba nikogo zdanie dla was nie jest tak ważne jak obecnej au pair. Ale uważajcie!!

Nie to, że ona musi was kłamać - po prostu czasami wam należy się więcej lub mniej niż jej.

Podam wam prosty przykład. Mam dobry kontakt z poprzednią au pair. Obecnie jest w Kalifornii i romansuję z żołnierzem rusko - francuskim. Pisałam z nią zanim przyjechałam i cały czas od kiedy jestem tutaj. Nie miałam okazji się z nią zobaczyć, bo wyjechała tydzień przed moim przyjazdem. Hości nie wymagali ode mnie wcześniejszego przyjazdu. I tak z nią pisałam, wszystko co mi napisała traktowałam jak święte. Czasami zanim o coś zapytałam hostów najpierw pytałam jej. Miałam wrażenie, że dzięki temu mogę uniknąć głupich lub krępujących dla hostów pytań. Kilka tygodni temu zapytałam ją czy mogły nocować u niej koleżanki. Odpowiedziała, że nie! Że hości sa mega fajni, ale właśnie nie życzyli sobie nikogo obcego w domu na noc. Pomyślałam sobie "dzięki Bogu, że się jej zapytałam. Hości spojrzeliby na mnie jak na debilkę, że co ja jeszcze nie chcę. Może jeszcze chłopaka przyprowadzę". I tak sprawa ucichła, aż do pewnej soboty. Miałam zawieść Helene do centrum handlowego i później ją odebrać. Byłam zła, bo byłam już umówiona z dziewczynami a odebrać Helene z centrum oznaczało, chwilę przed zamknięciem czyli 22. Zanim wrócimy do domu, nie było sensu. Byłam zła i miałam wszystko gdzieś, dlatego zadzwoniłam do Hostki. Powiedziałam, że miałam plany na sobotni wieczór i czy w takim razie Natalia może u mnie spać. Hostka ku mojemu zdziwieniu się zgodziła. Pomyślałam, że może poprzednia au pair pytała zawsze Hosta. To taki wporzo koleś, który zawsze żartuje, ale ma swoje zasady. Dziś wybieram się z Natalią znów na balet. Jak zawsze powstały pewne problemy z transportem dlatego najlepszą opcją było zapytanie się czy Natalia może u mnie nocować. Ze względu, ze Hostki nie ma w domu, nie chciałam jej zawracać gitary postanowiłam się udac do Hosta. Przygotowałam sobie przemówienie, jak już się nie zgodzi. Poszłam zapytać a on : "I guess". WOW! Zrobiłam oczy jak 5PLN podziękowałam i sobie poszłam - zanim się rozmyśli. Jak mawia król Julian "a teraz szybko zanim dotrze do nas, że to bez sensu". I teraz pytanie, czy poprzedniej au pair hości na prawdę nie kazali przyprowadzać koleżanek na noc, czy ściemniała? Jeśli ściemniała to jaki miała w tym interes? Ile świetnych nocy, by mnie ominęło gdybym cały czas była przekonana, że są na nie! Nie wiem, ale cokolwiek to nie było, pamiętajcie że widocznie każdą au pair hosci traktują indywidualnie. A mnie, moi hości po prostu musza zajebiscie lubić ;)


piątek, 18 stycznia 2013

czwartek

Czwartek godzina 5.57 p.m. Wróciłam właśnie z lunchu z dzieciakami. Eksperymentując z kuchnią wschodnią, coraz częściej dochodzę do wniosku, że nie powinnam tego robić. Pomijając fakt, że zamówiony przeze mnie Kung Fu Chicken w Chińskiej restauracji mi nie smakował, to zapłaciłam za 3 porcje $50 z napiwkiem. Jurto moje dzieci mają wolne od szkoły w poniedziałek zresztą też. Mamy święto : Martin Luther King Day w poniedziałek. My tego dnia też nie idziemy do szkoły, mamy pierwsze ferie. 
Pomimo, że jest to amerykańska szkoła i moje dzieci nigdy na ferie nie mają prac 
domowych - my mamy. 

Ostatnio, gdy uczyliśmy się o zastosowaniu "used to", czytaliśmy bardzo ciekawy tekst. Pomimo,
 że "used to" wystąpił w niej aż 1 raz, to sens jej mnie odmienił. 
Był to tekst o kolesiu, który był uzależniony od fejsa, myspace i ogólnie od internetu. 
Siedział w sieci godzinami, pomimo że nie szukał czegoś specjalnego. 
Moi starzy czytelnicy wiedzą, że temat jak najbardziej mi bliski. Gdy spostrzegł się, 
że ma z tym problem postanowił coś z tym zrobić...
Zaczął odmierzać sobie czas, dziennie przed komputerem mógł siedzieć tylko 1 godzinę. 
Gdy wróciłam do domu po szkole zmieniłam diametralnie swoje nastawienie. 
Od razu stoper i dawaj.... pierwszego dnia spędziłam przed kompem 18 min. Wchodzę jak 
na prawdę już muszę. Dzięki temu, że mam teraz szkołę, chodzę na siłownie, basen. 
Kompa wymieniłam na TV. Może to i marna ucieczka od nierealnego swiata, ale przynajmniej 
dzięki amerykańskiej telewizji, uczę się języka. Oglądam zresztą moje ulubione stare seriale tj. 
"Pełna chata". Zaczęłam też czytać książkę. Pomimo, że 
biblioteka w moim domu jest bogato wyposażona w polskie pozycję, postanowiłam uciec od tego.
Ostatnio zamówiłam książkę na e-bay'u Eminema i jeszcze nie przyszła. Dochodzę 
do wniosku, że były to moje ostatnio zakupy na tym portalu. Książka jaką czytam to: "When good 
man behave badly", David B. Wexler PH.D. Co prawda dzieciaki się śmiały jak zobaczyły co 
czytam, ale mnie się akurat ta pozycja podoba. Myślicie sobie pewnie, że przecież ja nie 
znam super, extra angielskiego.... Tak, ale książka jest napisana bardzo łatwym językiem. Jak 
czegoś nie wiem z kontekstu wyłapuję o co chodziło. Później tłumaczę bardzo dziwne wyrazy i 
wrzucam do mojego programu ANKI do nauki. Wracając do mojej szkoły ostatnio dowiedziałam 
się, że angielski ma 19 czasów. Całe życie byłam przekonana, że ma ich 16. 

Poza tym ostatnio kupiłam bilety na koncert mojej młodzieńczej miłości. 23 marca idę z Natalii 
na koncert AARONA CARTERA! Jestem bardzo zadowolona, bo to była moja na prawdę wielka
miłość. Poza tym bardzo chciałam iść na jakiś koncert. Na Justina Biebera nikt nie chciał ze mną
iść. Chciałam iść na Taylor Swift, ale stwierdziłam, że dla jednej piosenki wydawać $300 to nie 
interes. Za bilety na Aarona zapłaciłam $15 od sztuki, czyli kolejny powód to zadowolenia. Teraz
jak sezon na wszystko jest zamknięty, ciężko o dobrą rozrywkę na sobotnie i niedzielne popołudnia.
Już nie mogę się doczekać jak ruszy nowy sezon i pójdziemy na mecz Bengalsów, Redsów i innych.



Wyjazd do Kanady znów został przesunięty. Pierwszym podejściem miałysmy jechać w pierwszy 
weekend stycznia. W ten sposób chciałam odreagować, to że nie pojechałam na sylwka do NYC.
Poza tym chciałam spotkać się z Jonem tak szybko jak to będzie możliwe. Później wyjazd był
przełożony do 3 weekendu stycznia. Alexia nie mogła. W końcu stwierdziłam, że nie ma sensu jechać
zimą - bo tam pozamarzamy. Jaka frajda chodzenia po mieście i zwiedzania przy minusowej
temperaturze. Dlatego wyjazd jest oficjalnie przesunięty na marzec. Wstępnie myślimy o wielkanocy.
Ale czy wyjedziemy w święta to trzeba jeszcze ustalić z Alexią. W każdym razie nie mogę się 
doczekać ;) 

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Urodziny Amandine

Wczoraj świętowaliśmy urodziny Amandine, która opuszcza nasz zajebisty stan już za 1,5 tygodnia. Zastanawiające dla mnie było to, dlaczego nie wyprawia pożegnania i urodzin razem. Powiedziała, że to są jej urodziny i ona nie chcę siedzieć i płakać, że musi wyjeżdżać - w sumie racja. Wraz z Natalii kupiłyśmy jej:


Kapcie w F.y.e. za 5$


koszulka F.y.e. 20$

Ze względu, że Alexia obchodziła przed świętami 21 urodziny a mnie nie było, prezent dostała przy okazji. 


ona dostała perfumy od samego Justina Biebiera za 20$ z TARGETU.


Swoją droga ostatnio przytrafiła mi się śmieszna historia. Chciałam dla Amandine też kupić Justina, dlatego będąc w centrum handlowym udałam się do MACY'S. Pani pokazał mi tylko duże flakony za 50$ (bez przesady) spytała się, jaki jest mój ulubiony zapach. Odpowiedziałam, że to ma byc prezent. Spytała się, w takim razie jaki zapach lubi moja koleżanka. No to odpowiedziałam, że właściwie to ona nie lubi Justina. Zapytała, czy to żart? Odpowiedziałam, ze tak, chcemy zrobić taki żart. I wyobraźcie sobie, że babka sobie poszła i przyszła inna. Tamta się widocznie obraziła za "głupi" żart. 
Wybrałam się wtedy na zakupy, zaraz po odstawieniu dzieciaków do szkoły. Bez makijażu i jakiegokolwiek ładu na głowie, czyli po amerykańsku. Chodziłam po centrum handlowym, gdy zaczepił mnie koleś od lokówek z pytaniem co robiłam dziś z swoimi włosami? Pomyślałam, pewnie mu się podobają i zaskoczę go, powiedziałam, że "nic". A on na to "widać", lol - ok :P I drugie pytanie z jego strony "skąd jestem?", pomyślałam sobie "wypowiedziałam raptem jedno słowo a on już mnie się o to pyta?" Mam na karku tatuaż, kod kreskowy z moją datą urodzenia i pomyślałam, że nie głupim pomysłem będzie walnąć sobie tatuaż na czole z napisem "MADE IN POLAND" będzie to łatwiej i dla mnie i dla wszystkich moich przyszłym rozmówców :P Moja hostka jest w USA od 7 roku życia, biegle mówi po angielsku, a ludzie i tak jej się pytają skąd jest, bo słyszą akcent. Wiem, że nigdy się go nie wyzbędę. Niektórzy mówią, że mój akcent jest sexy, nice, sweet a dla Jona był cute ;)

Na urodziny pojechałyśmy, do restauracji w Kentucky, gdzie było widać całą panoramę Cincinatti.



i tak wygląda beze mnie. 






Po dinerze wybrałyśmy się na naszą ulubioną imprezę do "Mynt'a". Zazwyczaj leci tam muza na czasie, pop a wczoraj akurat leciała praktycznie sama czarna muza. Jak dla mnie spoko, lubie te klimaty, dziewczyny nie wiedzą, ale nawet było mi to na rękę :P Alexia zresztą też się dobrze bawiła. Wyszłam na dwór zaczerpnąć świeżego powietrza z dziewczynami. Usiadłam sobie na oparciu od kanapy. Jakiś chłopak ( 2-gi fajny chłopak jakiego spotkałam w Mynt'cie zaraz po Jonie ;) ) palił papierosa, spojrzał na mnie i pocałował (w policzek rzecz jasna). Strasznie mnie to zbulwersowało, pomimo że był fajny. Powiedziałam mu kulturalnie "FUCK OFF". Usiadł koło mnie i zaczął do mnie rozmawiać. Powiedziałam mu, że nie ma prawa tego robić i nie wiedziałam, że w USA panują takie dziwne zasady, że widzisz kogoś pierwszy raz i zaczynasz go całować. Powiedział, że jak ktoś Ci się podoba to po prostu go całujesz a później to wiesz.... i pokazuje (sex), oczywiście wybuchłam śmiechem! Pomimo tego co powiedział wcześniej, bardzo dobrze mi się z nim gadało. Oczywiście padło pytanie "Jesteś z Rosji?", odpowiedziałam, że nie, ale że ze wschodniej części Europy, a on do mnie "Kazachstan?" ...... wtf?! pytanie mnie po prostu rozwaliło więc znów wybuchnęłam śmiechem. Niedługo potem dziewczyny stwierdziły, że jedziemy do domu. Normalne, zawsze jak zacznie mi się podobać i z kimś dobrze gadać wtedy musimy jechać. Z Jonem było tak samo, tylko że od Jona wzięłam numer. Tym razem nie byłam taka głupia i po prostu sobie poszłam.

Oj tak, imprezy w Usa zaskakują mnie za każdym razem coraz bardziej. Najlepsze jest to, że amerykanie są mega bezstresowi i wszystko mają gdzieś. Nikt na imprezie nie był wstanie mi wyjaśnić dlaczego leci tylko czarna muza. Zresztą widząc taki znak na ulicy, czuję że USA jeszcze nie raz mnie zaskoczy...


Dobra wiadomość - mój kalendarz NOKI'ów pokazuję, że jestem w USA już 105 dni a ja wciąż nie tęsknię za POLSKĄ !! :)