piątek, 22 lutego 2013

Krótko i na temat o wynajęciu samochodu

Przepraszam za przejęzyczenia, ale nie byłam przygotowana :) zupelny spontan. Tak, wiem że samochód nazywa się Impala ale jakoś w filmiku nie słychać mojego "I" wiec żeby nie było :D

Enjoy and see yaa!!


Mała poprawka 
samochód na dzień 30$
dodatek na mlodego kierowcę $15
ubezpieczenie na dzień $30
łącznie $75 na dzień bez podatków. My mamy fure na 3 dni. 



poniedziałek, 18 lutego 2013

I'm back!

Przepraszam was za tą moją nieobecność, ale było mi to niezmiernie potrzebne.
Nie wiem skąd i jak się to wzięło, ale miałam dni smutku i zdołowania. Nie miałam pojęcia dlaczego i o co mi chodzi. Ale po krótkim czasie sprawa się wyjaśniła. Wkurwiało mnie dosłownie wszystko i wszędzie. Przestałam korzystać przez cały tydzień z fejsa, nie wchodziłam na bloga. Odcięłam się od świata i zaczęłam żyć, jak za dawnych czasów bez komputera. Na szczęście po 2óch dniach mojej depresji, okazało się że problem tkwi głębiej. Nie chodziło o jakiegoś tam zwykłego doła i frustrację - po prostu wkurwiały mnie zbliżające się walentynki. Uwierzcie mi w USA nie da się zapomnieć o tym skomercjalizowanym święcie. W radiu i telewizji mówią tylko o tym. Nie wspomnę jak wyglądają sklepy. Nie jeden burdel mógłby w tym czasie zaczerpnąć troche stylizacji od Krogera czy innego supermarketu. Amerykanie są do tego stopnia dziwni, że na swoich domach wieszali świecące serca i inne badziewia. W czwartek na siłowni było mało ludzi, bo oczywiście walentynki! Włączyłam TV a tam śluby!! tak śluby, bo przecież nie ma bardziej zajebistej daty na wzięcie ślubu jak walentynki. Przełączyłam na MTV, a tam koleś zaprosił swoją laskę do cafeterii. Kupił jej w ch** dużą kawę i kazał pić jednym duszkiem. Ideą tego pomysłu, było to, że na dnie kawy znajdowało się pudełko z pierścionkiem zaręczynowym. Niestety cały romantyzm poszedł się je****, gdy ta laska po prostu nie dała rady i zwymiotowała kawę na swojego przyszłego narzeczonego. Mi też momentami chciało się rzygać na myśl o walentynkach. Od 6 lat ten dzień zawsze spędzałam z kimś kogo kochałam i kto kochał mnie. Dlatego tak bardzo mi to święto przeszkadzało. Szkoła również wtedy była przeciwko mnie. Robiliśmy słodkie walentynki, dla siebie!




Nawet nie pocieszał mnie fakt, że kupiłam sobie z tej okazji prezent i że od hosta dostałam truskawki w czekoladzie.

 A właśnie tak w ogóle to dla Amerykanów Walentynki to nie jest święto zakochanych, tylko święto szacunku dla innych. Każdy kupuje dla kogoś jakieś pierdołki na znak sympatii itp. Przez ten tydzień nic mi się nie podobało. Nawet to, że wiecznie mam szczęście zaczęło mnie drażnić. Kupiłam koszulkę Eminema i jego plakat dostałam gratis. Założyłam sobie kartę do Macy's i dostałam błyszczyk Chanel. Byłam w Starbucksie i chciałam kupić herbatę. Podoba mi się "jedna" piosenka Taylor Swift, parę razy się zastanawiałam czy kupić jej płyte dla jednej piosenki, którą mam i tak na telefonie. Tego dnia postanowiłam, że ją wezmę. Pan mnie poinformował, że nie działa mu kasa, przez co nie mogę zapłacić kartą, więc nie sprzeda mi płyty i w związku z tym herbata była za free. A zakup tej płyty i tak bym pewnie żałowała. Chciałam sobie odpocząć od codzienności i tak jakoś spędzić czas sama i wiecie co... tego dnia przyszła do mnie hosta i poinformowała mnie, że 20 lutego jadą na tydzień na narty. Nie wiem czy ludzie czytają mi w myślach czy co, ale tym razem nie jadę z nimi. Spędzę pierwszy raz 7 dni sama! Swoją drogą uwierzcie mi, że czasem "wakacje" z host rodziną nie wyglądają tak jak brzmią. Ja może nie miałam dużo pracy, bo moje dzieci są duże, ale mieszkanie z nimi w jednym pokoju przez 7 dni to już było zaaa dużo.
Więc jak spędziłam walentynki?
Rano pojechałam na siłownie. Wróciłam i zrobiłam sobie kąpiel z bąbelkami i świeczkami. Później znalazłam na YT nowe piosenki Eminema, których wcześniej nie słyszałam.


                                        

 Słuchałam ich cały dzień... nawet farewall nada się na soundtrack do mojego filmiku pożegnalnego, gdy będę żegnać Ohio. To dzięki Eminemowi przeżyłam walentynki i nawet zapomniałam o nich.

Przez ten tydzień nie miałam dużo styczności z kompem więc zaczęłam robić różne inne rzeczy, na które do tej pory nie miałam zbyt dużo czasu....

Czytałam książkę....
















Najzajebistsza książka jaką czytałam. Nie dość, że treść jest bardzo interesująca to posiada strasznie dużo zdjęć. Dla kogoś takiego jak ja "wzrokowca" jest to niesamowita przyjemność czytać taką książkę. Czytałam wiele biografii sławnych ludzi, ale ta jest najlepsza. Na prawdę na miarę wielkiego człowieka. Nie na darmo książka została nagrodzona "A New York Times BESTSELLER" . Przepraszam za zdjęcia, ale czasami z moim nowym telefonem się zbytnio nie możemy dogadać :)

Pisałam....


jeden z projektów ciągle w realizacji....




Przerabiałam zdjęcia....
















I co teraz??!! W środę moja rodzina wyjeżdża na narty a ja się regeneruje do piątku. W piątek wynajmuję samochód i wraz z Natalii ruszam w świat. Śladami Emienema realizujac jedno ze swoich marzeń z listy przejdę się 8 milą w Detroit! Swoją drogą zadzwoniłam do znajomych z Detroit, których poznałam w święto Dziękczynienia jak pewnie pamiętacie. Zapytałam czy będą w domu, bo wybieramy się w ich tereny i chcemy wpaść na kawę. Zaproponowała nam nocleg, dzięki czemu zaoszczędzimy jakieś 120$. Dzięki takim ludziom wierzę, że polak polakowi nie jest wilkiem na obczyźnie. Mam nadzieję, że nic nie stanie nam na drodze by wynająć furę, dojechać i być tam!


Moje marzenie z listy brzmi "Przejść się 8 milą w Detroit i przeżyć" Trzymajcie kciuki, żeby tak właśnie było. 

piątek, 8 lutego 2013

siema!

Ewrybody!! :P

Po 1. Ciszę się, że piszecie do mnie tyle maili, jest to bardzo miłe. Zawsze staram się podpisać na każdego i pomóc jak tylko potrafię. Jeśli nie odpisuje kilka dni tzn. że przeczytałam nie odpisałam od razu i zapomniałam. Prędzej czy później to zrobię. Ale nie zadawajcie mi irytujących i oczywistych pytań, które możecie znaleźć na blogu. Nie chcę mi się pisać 1500 razy, że mieszkam w OHIO mam 2 dzieci 14 i 11 lat itp. To jest blog au pair i uwierzcie mi, gdzieś takie informacje tutaj są.

Po 2. Czy już wiem co zrobić po roku tutaj?
Szczerze, to wciąż nie mam zielonego pojęcia, mało tego od wczoraj znów mam inny pomysł na przyszłość. Powiem wam tak, na bank nie wracam do PL, to jest oczywiste i przynajmniej zrobię wszystko by tak było.
Od wczoraj wymyśliłam sobie, że pojadę na 6 miesięcy na Florydę najlepiej do Miami oczywiście. Później chciałam bym jechać na dłużej do Kanady. Marzą mi się tam studia i praca. Chciałabym jechać do Miami, aby zwiedzić jeszcze wszytskie wyspy jakie są na granicy ameryki północnej i południowej, odłożyć trochę siana i się usamodzielnić w Kanadzie. Ale czy to wszystko wypali czas pokaże. Mam jeszcze do podjęcia decyzji 8 miesięcy.

Po 3. Ostatnio dostałam maila z zapytaniem o kieszonkowe, "na ile takie pieniądze wystarczają?! "
Ja dostaję co tydzień przelew na konto, dokładnie 197,... nie pamiętam :P W każdą sobotę rano są już pieniądze na koncie. Poza tym jak wiecie mam do dyspozycji również 1000$ miesięcznie, na jedzenie i paliwo.
Na ile mi to starcza i jak to się ma? Zależy, kto jak szaleje... Ja akurat sobie na nic nie żałuję. Zazwyczaj ma się to tak:
w sobotę rano dostaję pieniądze na konto, załóżmy, że całe 200$ będzie prościej odejmować.
Wieczorem idę na balet. Zazwyczaj biorę ok $30. Piwo jedno kosztuje 5$. Często zdarza się, że jakąś częś pieniędzy przywożę z powrotem.
Niedziela - zawsze gdzieś jedziemy. Nie ważne czy to kino, łyżwy, teatr, muzeum nie wydaję więcej niż $20.
Zostaje mi jeszcze ok $150 i albo tak jak w zeszłym tygodniu kupiłam sobie: perfumy CK, sukienkę koronkową, prostownicę, czerwone szpilki, głośniki do iPhona. I wciąż zostało mi trochę na koncie. W tym tygodniu też sobie nie żałowałam. Na nowe adidasy i ciuchy na siłownie w TJ-MAXX'ie zapłaciłam 84$. Jak będzie trzeba to się odłoży na wakacje, podróże itp. Od przyszłego tygodnia mam zamiar się trochę opamiętać i zacząć odkładać na Chicago i Kanadę. Ale tak ogólnie mówiąc, ja teraz czuje się, że żyje. Idąc do fas-fooda nie musze sprawdzać jaka jest cena. Przeliczać co mogłabym za to kupić. Mam 200$ tygodniowo i sobie żyje zajebiście można by powiedzieć. Pamiętam jak byłam w PL, (wiem, że 200$ to nie jest 200PLN, ale skoro buty NIke tutaj kosztują 50$ to czysto hipotetycznie załóżmy stosunek 1:1) W PL mając 200PLN, gdym poszłam do KFC, za zwykłą sałatkę z kurczakiem, frytki i colę zapłacę 23PLN. Bluzka w Reserved 80pln i spodnie w CROPP 100PLN (ale za to 100pln szału nie ma - ale już na droższe w tym momencie mnie nie stać). A w USA ma to się tak: masz 200$ - 7$ sałatka, napój i frytki, 50$ spodnie Calvina Kleina, 10$ bluzka Nike, 26$ sweterek Ralpha Laurena, 6$ fluid Lorea'l i wciąż masz na swoim koncie 100$. Nawet jak to przeliczymy na złotówki wyjdzie 300pln. Uważam, że takie zakupy w PL są dużo droższe. I WIEM, że większość z was "jak zawsze" skrytykuje mnie, argumentując, że podjarałam się na tanie zakupy, a życie jest zajebiście drogie! Nawet jeśli, to "lepiej żałować, że się spróbowało, niż całe życie myśleć, coby było gdyby". Po 1. Taki wyjazd jest zajebistą opcją zaczęcia życia od nowa. Można powiedzieć, że los nam dał drugą szansę. I to jest zajebiste!  Bardzo mi się podoba w USA, jest zupełnie inaczej niż u nas... Zresztą nie mam dzieci, męża, od kiedy wyjechałam mój kot nie wrócił do domu - nic nie mam do stracenia. W najgorszym wypadku jak się nie uda, wrócę z podkulonym ogonem do Polski. A po jakimś czasie wyjadę do Irlandii :) Dlaczego Kanada? Tam też mówią po angielsku, jest to kraj w którym o wszystko jest dużo łatwiej, zaczynając już od wiz... ale mówię wam, to są moje takie plany na dziś, jutro mogę sobie "zachcieć" jechać do Chin :)


środa, 6 lutego 2013

Lucky one...

"Głupi to ma szczęście!".... tak to się mawia w naszym pięknym kraju. Głupia nie jestem, ale uważam, że mam szczęście! (albo jestem głupia myśląc, że je mam) Przynajmniej przez większość mojego ziemskiego życia. Mówi się też, że kto nie ma szczęścia w miłości ten ma w kartach, interesach i we wszystkim innym co nie jest miłością. Tak, ja zdecydowanie nie mam szczęścia w miłości. Ale ostatnio doszłam do wniosku, że albo źle szukam, albo w Cincinnati nie ma fajnych kolesi.... sorry, są!! ale jak już są, to są zajęci...
 W sumie ja mam już 23 lata, dobra prawie 24.. Większość moich znajomych ma już dzieci i rodziny (widziałam na facebook'u). Mało jest singli i ciężko znaleźć fajnego chłopaka i to singla.

Ale nie o to się rozchodzi, chodź jak zawsze zahaczam temat miłości :P

A co się rozchodzi??!!

Otóż w każdym sklepie (prawie) zawsze, dostaję karty na punkty itp itd. Niby nic specjalnego, ale moi znajomi ich nie dostają. Pierwszą kartą jaką otrzymałam była w drogerii Sephora. Tak sobie kupowałam i kupowałam aż pani mi powiedziała, że mogę sobię coś wybrać za moje 100pkt. (1$ = 1pkt)
I tak o to dostałam korektor Lacome.
Karty w Kroogerze (supermarket) nie sa na jakieś śmieszne punkty, które tak jak w PL możesz wymienić np na chusteczki za 180000000 pkt. Jak masz kartę to po prostu oszczędzasz pieniądze. Są podane ceny normalne i te jakie zapłacisz posiadając karte. Zazwyczaj na takich zakupach oszczędzam od 3-6$ płacąc ok 50$.
Kilka dni temu, pojechałam pierwszy raz (w USA) do SUBWAY'a. Jest po drodze do szkoły, tak to pewnie jeszcze bym tam nie zawitała. Kupiłam małą kanapkę za 6,50$. Pani dała mi kartę na punkty (które można wymieniać na kanapki) kupon rabatowy - 6 kanapek za 5$ każda i darmowe ciasteczka :)
Ostatnio pojechałyśmy do Kentucky Aquarium, wiecie bo czytaliście. Bilet kosztował 24$ i tylko ja dostałam kupon na darmowa pepsi i jakieś gadżety jak kupię coś w sklepie z pamiątkami....



ale to jeszcze nic, rekord padł dzisiaj....

Pojechałam dziś do T-J MAXXA. Mam 3 starsze siosrty, 5 siostrzeńców i siostrzenicę, chciałam coś im kupić. A że pełno promocji jest w TJ Maxxie to sobie nie żałowałam. Stanęłam w kolejce.. już miała być moja kolej. Miałam pełne ręce ciuchów i gadżetów dla dzieci, ciężką torbę, było mi gorąco i chciało mi się siku, a pani sobie rozmawiała z klientami.... wrrrr... No ale nic, czekam! W końcu przyszła moja kolej, pani mnie zawołała do kasy i sobie poszła. Rzuciłam ciuchy na ladę, odsapnęłam i zadzwoniła do mnie Natalii. Pani nie wraca, więc rozmawiam. Po chwili przychodzi i przynosi jakąś torbę za 60$. Odrywa cenę i chcę ode mnie prawo jazdy. Pytanie mnie zatkało ( po co babie w sklepie z ciuchami moje prawko) przerwałam rozmowę z Natalii i zabrałam się za szukanie prawka. Akurat zostawiłam samochód na wymianę opon a prawko zostało w samochodzie. Zapytałam czy może być ID i je wzięła. Zaczęła coś wprowadzać do systemu i naliczać (jeszcze nie zaczęła mnie kasować). Byłam zmieszana ale o nic nie pytałam. Po chwili oddaje mi ID i daje kartę i mów "Na tej karcie ma pani 60$ do wykorzystania w sklepie TJ-MAXX lub MARSHALL", spytałam tylko "relly?" nie interesowało mnie ani czemu ani jak, ani po co, po prostu podziękowałam, choć wciąż nie wierzyłam, w to co mi powiedziała. Zaczęła mnie kasować, suma wyszła 94$, spytała czy dzisiaj chcę użyć swojej karty?! zgodziłam się, nie wiedząc jak długo ta promocja będzie mnie dotyczyć. I tak za wszystkie zakupy dziś wydałam 34$. Wyszłam ze sklepu i się zastanawiałam czym tak zasłużyłam :)



wiem, mam to zamiast miłości !

ale, co tam.. chuj z miłością !! :D

Kiedyś wysłałam kod spod nakrętki PEPSI i wygrałam telefon !! Miałam najlepszy telefon na dzielni :)

Poza tym ( w każdym poście musi być "poza tym" :P ) hostka kupiła mi ostatnio nową kurtkę. To już 3 jaką od niej dostałam i zarazem moja ulubiona.


Z 219$ na 120$ i białe rękawiczki za $30. 

W sobotę poszłam zapytać hosta czy mogę jechać do Kanady i wziąć swój samochód. Tak jak odpowiedz czy mogę jechać była oczywista, tak odnośnie samochodu już nie koniecznie. O moje zdziwienie zgodził się, ale zaznaczył, że pogada jeszcze z hostką. W niedziele rano host oznajmił mi, że nie mogę wziąć samochodu. Stwierdzili, że ma już swoje lata i swoje przejechane (118.000 mil) i że nie ufają mu. Stanie mi gdzieś w trasie i zapłacimy dużo za holowanie itp itd. Tak jak w jednej chwili złapałam doła tak po chwili dodał, że "obiecałem Ci, zanim przyjechałaś że będziesz mogła brać wszędzie samochód, dlatego zapłacimy za wynajęty samochód do Kanady". Tak, uwielbiam ich ;) 

sobota, 2 lutego 2013

śmieci!!

Dziś sobota, więc tak jak to w PL bywało, zabrałam się za porządki. Zaczęłam robić generalny porządek w moich szufladach. Cieszę się, że mam już tyle swoich rzeczy. Duużo nie jest mi do niczego potrzebna i tylko niepotrzebnie wydaje pieniądze - ale jest moja. To powoduje, że jeszcze bardziej czuje się tutaj jak w domu.  Robiąc porządki zawsze znajdzie się coś, przy czym zatrzymasz się na chwilę. Wywoła to na Twojej twarzy uśmiech, ból serca, łzy. Tak, znalazłam różne rzeczy, które dostałam od przyjaciół przed wyjazdem. Rzeczy z moich pierwszych wycieczek w USA. Minęło już tyle czasu a ja mam wrażenie, że to było wczoraj... Kiedyś wam napomknęłam, że lubię pisac wiersze.... właśnie z tego powodu powstał ten post! Zawsze jak w moim życiu powstają jakieś silne emocje, powstaje też wiersz. Znalazłam więc jakiś tam stary wiersz napisany, dla Jona. Bardzo mi się podoba i wywołał u mnie uśmiech na twarzy, więc postanowiłam się z wami nim podzielić =)


"Cnadian"

JON to kawał ch**a,
Niech więc się buja!
Ja go nie potrzebuje,
Bo sama dobrze się czuję!
Ja jestem w USA a on z Kanady,
Więc spotkać się nie da rady!
Tak to pisał, teraz coś kręci,
Muszę wymazać, go z mej pamięci!
Był moim nauczycielem angielskiego,
ale spoko, znajdę lepszego!
Nawet nie pamiętam jak wyglądał,
I po co mi ten numer dał!
Bez tego byłoby dużo lżej,
Ale stało się, co ku**a zmienię - tej?!
Spotkać go, to był głupi przypadek,
Mógł nie wyłazić i w środku grzać swój zadek!
Od tamtej nocy wszystko się zmieniło,
Czytaj "spierdoliło"!
Zostawił w mej psychice takie ślady,
Że jadę do Kanady!
Chciałabym go odnaleźć w tym, wielkim świecie...
Ale to jest wiersz, tutaj HAPPY END'u nie znajdziecie!!

Teraz mogę ten wiersz też wyrzucić do kosza !! =)


piątek, 1 lutego 2013

I-25/27-I3

Wiem, że jutro już jutro piątek, a ja dopiero opowiadam o zeszłym weekendzie, ale czas tak zap***!! 

W piątek byłyśmy na 3 urodzinach naszej ulubionej imprezy. W związku  z tym wódka była po $3. Co nie zmienia faktu, że jak zamówiłam drinka z sokiem pomarańczowym to zapłaciłam $6. Wychodzi więc na to, że w U.S.A. lepiej pić wódkę niż sok pomarańczowy :P Plus tego jest taki, że Cola jest za free.


Jeszcze pusto, bo początek baletów.





Przed clubem. 





Ten sprzęcior robi jako grzejnik. 


Toaleta w każdym clubie jest wyposażona dosłownie we wszystko. Jest też oczywiście pani klozetowa, która daje Ci ręcznik jak umyjesz ręce i oczywiście zbiera napiwki :) 





Kentucky

W niedzielę wybrałyśmy się z dziewczynami do Aquarium w Kentucky. 




























Oczywiście, że Polskiego nie było =(






Wygrałam z Natalii w "monety" :) 





















Następnie był lunch w "Cinci's".



 Carew Tower, czyli panorama Cincinnati.











Byłyśmy na 48 piętrze. 

Na koniec dnia wylądowałyśmy w Mynt'cie.



I tak oto zakończyłyśmy niedzielne popołudnie. Wracając do domu, pogrążone w smutku, że następnego dnia poniedziałek......    cdn.