wtorek, 12 marca 2013

I znowu 5 dni, by odespać weekend. Ten weekend uważam do jak najbardziej udanych, udanych i zajebistych. Zaczęło się niewinnie.. w piątek pojechałyśmy jak to przystało na balety. Pojechałyśmy tam z sztywnym i nieodwracalnym zamiarem zmienienia imprezy. Nie było jakiejkolwiek szansy, abyśmy i tego weekendu poszły do Mynta. Wysłałam Natalii listę, imprez w tym samym miejscu i każdą miałyśmy odhaczyć. Wjechałam do downtown, chciałam zaparkować na parkingu za $2, ale Natalii stwierdziła, że to za daleko Play'a (club) i pojechałyśmy na parking koło Mynta za $5. I to był nasz największy błąd. Zaparkowałam i już zaczął się dylemat. Nogi będą mnie bolały, jest tak daleko a Mynt jest tuż nad nami. 20 min zastanawiania się w samochodzie i wylądowałyśmy w Mynt'cie. Była godzina 23.30 a ludzi praktycznie brak. I juz zaczynałyśmy żałować co my to do ku*** znowu robimy i to jeszcze nic się tu nie dzieje. Na szczęście godzinę później impreza rozkręciła się na maxa, że wyszłyśmy dopiero jak zamykali i nas wygonili :)
Natalii nocowała u mnie. Wstałyśmy rano o 12 :) pojechałyśmy do Wendy's na śniadanie i Natalii pojechała do siebie. Obie miałyśmy sobote wolną. O godzinie 19 byłam już gotowa na imprezę part II. Przed jednak pojechałyśmy do Chińskiego bufetu na obiad. Ok godziny 22.00 byłyśmy w downtown. Tym razem juz kategorycznie miałyśmy iść do FB's (club). Okazało sie jednak, że dziewczyny były tam tydzień temu, nic ciekawego tam nie ma i chcą zobaczyć Mynta (przyjechała nowa au pair i zwiedza). No i znowu był Mynt. W sobotę, pogoda była zajebista na tyle, że na balety poszłam bez rajstop i żakietu. Ładna pogoda oznaczała również rozruch stada z gniazd, bo ludu było jak na stadionie. Momentami aż nie było gdzie stanąć i czym oddychać. Nasz wodzirej "Jon" (I hate this name!!) rozrzucał różne gadżety i nam udało się dostać drobiazgi.

 Był też jeden fajny koleś, który mi się podobał, ale na tańczeniu koło siebie się skończyło :/ znając życie juz go nigdy nie zobaczę. Fajnych kolesi na imprezach widuje się tylko raz, Nigdy potem nie wracają, przynajmniej ja już ich nie spotykam. No chyba, że jest się Natalii, Ci co jej się podobają zawsze wracają :) (I hate my life!!). Wyszłyśmy jak zamykali, czyli jak zawsze.

Niedziela, dla odmiany postanowiłyśmy iść do kina. Spotkałyśmy się w centrum handlowym na pizzy (tak, bo zdrowa żywność, to podstawa przy odchudzaniu). Potem pojechałyśmy do kina. Kupiłyśmy bilety na "21 and Over" na godzinę 3.25. Jeden bilet $7,50. Sprite i mały popcorn $8. Sympatyczny koleś sprawdził nam bilety i powiedział, że film jest grany na piętrze. No to idziemy na górę, a tam na sali już ciemno i leci jakiś inny film. Mało tego po hiszpańsku. Nawet nie ma jak się wbić na sale, bo ciemno jak w du**. No to wracamy do kolesia i pytamy co jest grane. On mówi, że nasz film jest o 5,25 a była 3,25. No to wyjaśniamy, ze w necie była jeszcze godzina 3,25. Przyszła pani co sprzedała nam bilety i nas tak strasznie przeprasza, ale w necie był błąd a ona sprzedając bilety nam o tym nie powiedziała. Przyszła też kierowniczka i tez nas przeprasza. Powiedziały, że możemy teraz iść na film jaki tylko chcemy, zanim zacznie się "21 and Over". Ale po pierwsze nic nam się nie podobało, połowa już dawno leciała i tak jakoś nam się to nie kalkulowało, bo jak byśmy poszły na jakiś film to byśmy nie zdążyły na nasz. Miła pani kasjerka nam powiedziała, że jeśli nie chcemy teraz na nic iść, to da nam bilety in-blanco. Przyjdziemy kiedy będziemy chciały. Stwierdziłyśmy, że pojedziemy do downtown i wrócimy. Skończyło się na tym, że oddali nam pieniądze za bilety, za napoje i popcorn i jeszcze dostałyśmy bilety in-blanco :) Jednym słowem - szczęście max. Pojechałyśmy do downtown i tak się złożyło, że wylądowałyśmy w Mynt'cie 3 raz w przeciągu jednego weekednu. Posiedziałyśmy do 7 i pojechałyśmy do kina. Film byl extra a weekend spędzony zajebiście :)

 
"My w Mynt Martini". Zapomniałam się pochwalić, że mamy zajebistą pogodę :D  

6 komentarzy:

  1. I blog quite often and I genuinely thank you for your
    information. Your article has really peaked my interest.
    I am going to bookmark your website and keep checking for new
    details about once a week. I subscribed to your RSS feed as
    well.

    My web blog :: diets that work

    OdpowiedzUsuń
  2. Obiad po 20ej? Kurcze ja bym nie umiała (tak, wieczna dieta) no ale wiadomo, że potem się to spala na imprezach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak idzie sie spać o 4 rano, mozna uznac, że 20 to środek dnia ;)

      Usuń
  3. Imprezowe z Was dzieczyny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. A mogłabyś powiedzieć jak to jest z siecią komórkową w USA? Masz tą co w Polsce czy inną? Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. woooho nieźle, nieźle :D
    Fajnie, że piszesz do nas notki i jakoś znajdujesz na to czas!

    OdpowiedzUsuń