piątek, 12 września 2014

Camping time!!

  Od kiedy tylko stopil sie snieg i z - 20 po 2 dniach w Cincinnati mielismy +25, tak praktycznie od tamtej pory slonce nie schodzilo z nieba. Jako ze zblizal sie dlugi weekend naszym planem byl wyjazd do Detroit. Tego miasta dla mnie nigdy za wiele :) ale ze moim znajomym nie pasowalo, a pogoda zapowiadala sie genialna, postanowilismy jechac pod namiot. Normalnie nie pamietam kiedy ostatnio bylam pod namiotem. Nate rodzice posiadaja doslownie wszystko, co jest potrzebne by taki wypad zorganizowac. Na poczatku chcialam jechac do Virgini, cos mnie tam ciagnelo pomimo, ze to jest 9h drogi. W koncu postanowilismy bujnac sie za rzeke, czyli do Kentucky. Kentucky bardzo mi sie podoba. Jest to bardzo piekny, zielony stan. Jak wyjezdzacie z Ohio i wjezdzacie do Kentucky to jak 2 inne swiaty. No ale do rzeczy. Spakowani i gotowi ruszylismy w droge. Juz po 15 min drogi z pieknego slonecznego dnia, wylonil sie on! deszcz... no moze nie desz, a ulewa. Tak jak nie padalo od x czasu, to tak wtedy musialo.




Po 2,5h drogi dobilismy do Red River George w Kentucky. Naszczescie tam nie padalo :) rozlozylismy namiot i przyszla ona, burza. Namiot byl na szczescie rozlozony, no ale Nate zapomnial ze spiwory zostaly na zewnatrz i tak burza je dopadla.
Nastepnego dnia wstalismy o 11, a burza jeszcze nie poszla spac. Pojechalismy pozwiedzac okoliczne sklepy, poszukac zlota i pokarmic kozy. Nate chcial jechac do domu, ale ja bylam na nie. Stracilicmy pieniadze na zupe i prowiant, wiec chcialam zostac mimo wszystko. Poznalismy sie z sasiadami (na placu tylko my mielismy namiot, reszta miala przyczepy campingowe) wiec pod ich dachem zrobilismy sobie ognisko i na kolecje mielismy hot dogi.


Nastepnego dnia bylo strasznie cieplo, wrecz goraco. Kolo naszego placu campingowego bylo zoo z wezami. Do teraz nie wiem czemu, ale poszlismy ogladac te gady.
Bylo tak goraco, ze caly czas mowilam do Nate, ze chce jechac nad rzeke sie wykapac.
Nate czekal na mnie w samochodzie, a ja poszlam po stroj kapielowy do namiotu. Wydawalo mi sie, ze uslyszalam grzmot. Odwrocilam sie w strone Nate, on pokazuje mi ok, bo znalazl swoj stroj w plecaku i wtedy jak burza nie zaryczala. Ogolnie to sytuacja byla kiepska, ale ze bylam na lekkim kacu, to sie po prostu smialam :) 2 min pozniej burza jakich malo. Najlepsze jest to, ze aplikacja pokazywala, ze jest slonecznie nawet gdy burza walila niesamowicie. Po godzinie gdy juz wszytsko przeszlo dalej chcialam jechac nad ta rzeke.
Po malej okolicznej wycieczce znalezlismy parking i poszlismy do miejsca znalezionego przez google. Ogolnie szlo sie tam szlakiem po gorach, a ze my szlismy sie kapac, mielsmy japonki. Nie musze mowic ze wlasnie padalo i jak wygladal szlak. Gdy doszlismy na miejsce, moglam juz z bliska zaoserwowac, ze zaraz bede sie kapac w brazowej wodzie. Coz, nic podczas tego wypadu nie szlo po mojej mysli. No ale to nie byl koniec... wchodze do wody, a ona miala bez kitu z 5stopni. Lodowka, jednym slowem. Gdy tam dojechalismy slonce zaszlo za drzewa wiec byl cien. Balam sie siedziec w tej wodzie, bo nie widzialam co w niej jest. Naogladalam sie tych wezy w tym zoo i moje przerazenie nie mialo konca. Oczywiscie po 5 min siedzenia w lodowatej wodzie na zlozonym materacu, zorientowalam sie ze powierze mi z niego uszlo... masakra. Nate podzielil sie ze mna swoim kolkiem. Odplynelismy doslownie 2 metrow od brzegu i porwal nas prad. Nawet stanac nie moglam, bo mnie od razu sciagalo. Po x czasu udalo nam sie dobic do brzegu, ale nasze rzeczy byly po 2giej stronie, wiec trzebabylo przejsc na drugi brzeg. Wtedy wlasnie woda porwala nas po raz 2. Bylam w brudnej, lodowatej wodzie i nie wiedzialam jak sie z niej wydostac, Po kolejnych probach udalo nam sie dobic do brzegu i juz nie dbalam nawet o to, ze nogi mialam zamoczone po kolana w mule, po prostu chcialam sie wydostac. Stwierdzilismy, ze juz mamy dosyc naszego super wypadu i jedziemy do domu. No ale nasza przygoda nie chciala sie jeszcze zakonczyc. 5 min od domu Syla dostala swoj pierwszy w zyciu mandat!
No coz jak widac nie zawsze w zyciu jest kolorowo. Jakkolwiek ta historia by nie zabrzmiala, pomimo tych wsyztskich przeciwnosci losu, mialam swietny ubaw. Czasami nie chodzi o pogode czy pieniadze, ale o ludzii z jakimi sie jest. Pomimo, ze padalo i nic nie szlo po mojej mysli mialam wielki fun, wspaniala przygodne i cudowne wspomnienia. Nasmialam sie niesamowicie. Bo czasami zamiast usiasc i plakac, ze cos nie idzie dobrym torem, powinnismy usiasc i sie smiac. Przynajmniej ja i moja mama tak robimy :)













1 komentarz:

  1. Przygody muszą być, a co! Zresztą foty - widoki mówią, że było zajebiście!!
    Reszta się nie liczy :D

    OdpowiedzUsuń