Tym razem kupiłam bilety z Chicago, były tańsze o $1000 więc stwierdziłam, że nawet jak wynajmę samochód to zaoszczędzę. Wynajęłam hotel dzień wcześniej, żeby to wypoczętym wstać na lot, który miał być o 12 w południe. Uznałam, że lepiej zapłacić ekstra za hotel niż wyjechać z Cincinnati o 4 rano i przez 5 godzin jechać przez dwa stany.
W dzień wyjazdu tj. 16 grudnia okazało się, że w Chicago jest śnieg i z wynajętego samochodu za $70 zrobiło się $170. Musiałam dopłacić za samochód z napędem na cztery koła i z większą mocą silnika. żeby to szczęśliwie do Chicago dojechać. Plan był żeby wyjechać o 14.00 gdyż Sylwia chciała jeszcze wykręcić za Chicago i zrobić sobie zdjęcie z "domem" Kevina. Z Nate jak to z Nate, dobrze że udało nam sie wyjechać o 20.00. Ja byłam pierwszym kierowcą, przez Ohio jak i połowę Indiany przejechałam bez większych problemów. Po prawie 3 godzinach jazdy czułam się świetnie i mogłam dalej jechać. Niestety zastała nas straszna burza śnieżna i drogi były strasznie zasypane. Nasza droga przedłużyła się z 5 godzin do 8, całe szczęście że wyjechaliśmy wcześniej.
Jako że rzadko bywam w Chicago kompletnie zapomniałam o tamtejszych płatnych bramkach. Z jednej strony się nawet ucieszyłam, bo wreszcie mogłam się pozbyć ciążących mi w portfelu drobnych. Bramki kosztowały $1,50, 3 pierwsze bramki posiadały ludzi więc mogłam dać drobne i jak coś otrzymać resztę. Pod koniec drogi okazało się że ostatnia bramka nie posiadała człowieka i skończyły mi się drobne (jak na złość) i można było wrzucić tylko monety. Wyskrobaliśmy z Nate 1,25$ ale to nie wystarczyło. Później musiałam zrobić przelew online, żeby mandatu nie dostać, a że nie wiedziałam dokładnie jaka to była bramka musiałam zapłacić $6 za wszystkie bramki.
Musieliśmy oddać samochód, odczekać na transport na lotnisku i z lotniska do hotelu. Koniec końców w hotelu byliśmy o 5 rano a na samolot musieliśmy wstać 8, więc tyle z mojego wyspania się.
Przed świętami ciężko było mi znaleźć lot w dobrej cenie z krótkimi przesiadkami. Pomimo że lot był z Chicago przesiadkę mieliśmy w NYC, Dusseldorfie i na końcu Warszawa. Z Cincinnati miałabym jeszcze więcej przesiadek i postoje po 12 godzin. A tak lot mieliśmy o 12.00 w południe i o 12.00 w południe dnia następnego byliśmy w Warszawie. Zmęczeni jak to po takiej podróży ale szczęśliwi, że wreszcie w Polsce.
Udaliśmy się po nasze torby. Nate przyjechała dość szybko, jedna z pierwszych toreb. Tata już był na lotnisku i na nasz czekał. Godzinę później mojej torby wciąż nie było. Może wcześniej zgłosiłabym się do biura rzeczy zagubionych, gdyby nie to, że nie wierzyłam do końca że mojej torby nie ma. Twardoo byłam przekonana, że torba gdzieś się zapodziała i zaraz przyjedzie. Niestety było jednak inaczej i po przeszło godzinie udałam się do biura. Byłam załamana, nie miałam ze sobą torby podręcznej bo nie chciałam się z nią męczyć podczas tych wszystkich przesiadek więc tak jak stałam tyle miałam. Na szczęście miałam plecak, który zawierał laptopa, pieniądze i wszystkie dokumenty. W mojej torbie były jednak wszystkie ciuchy i prezenty świąteczne dla całej rodziny. Cała ta sytuacja do mnie nie docierała co się stało. Co chwilę ktoś do mnie dzwonił i pytał co się stało a ja w śmiechu opowiadałam historie, a każdy "witamy w Polsce" :)
Gdy udałam się do biura LOT zgłosić zaginięcie torby, zajęto się moją sprawą i miałam czekać na dalsze wydarzenia. Podałam im numer telefonu na który miałam dostać powiadomienia o postępach w sprawie.
Dopiero następnego dnia, gdy nie miałam swoich ulubionych ciuchów do ubrania, ani kosmetyków, nic, zdałam sobie sprawę ile cennych rzeczy miałam w tej torbie. Moje wszystkie najlepsze kosmetyki plus najdroższe perfumy, moje ulubione ciuchy, które nawet jakbym chciała kupić jeszcze raz to już nie są w sprzedaży. Prezenty, nie wyobrażałam sobie biegać po mieście 3 dni przed świętami i kupować coś każdemu. Jak to przystało na przeciętnego użytkownika internetu zaczęłam szukać informacji na temat takich spraw. Okazało się, że jeżeli w przeciągu 48h torba się nie znajdzie to prawdopodobnie odleciała naklejka z numerem i już nie jest lotnisko w stanie zidentyfikować taką torbę. Ja czekałam już 50h więc moje nadzieje były już bardzo małe. Wśród wszystkich źle wróżących dla mnie artykułów znalazłam jeden, który mówił o odszkodowaniu. Oczywiście wiedziałam, że jeżeli torba się nie odnajdzie to dostane odszkodowanie, ale tutaj mowa była o odszkodowniu na zakup potrzebnych rzeczy podczas oczekiwania na torbę. Niektóre źródła mówiły, że można sobie coś kupić do $100 inne że więcej,
Następnego dnia udałam się do centrum handlowego i zdałam sobie sprawę, że w PL za $100 to ciężko się obkupić. W Rossmannie na same podstawowe kosmetyki wydałam 150pln, później Nate namówił mnie jeszcze, żebym kupiła sobie perfumy, które mi się od jakiegoś czasu podobały. Wróciłam do Rossmanna po perfumy, później okazało się że tego dnia była w tym sklepie promocja, kup jedne perfumy, drugie dostaniesz gratis! W sklepie zero informacji na ten temat, przy kasie też mi baba nic nie powiedziała, że mogę iść wziąć drugie za darmo więc wyszłam z jednym flakonem. Moja siostra nie mogła przeżyć, że nikt mnie nie poinformował w sklepie o tej promocji więc zadzwoniła do sklepu i została poinformowana, że pracownicy nie muszą informować klienta o promocjach. A jak wyszłam z pierwszymi zakupami to wzięłam ulotkę i tam też nic nie było. W każdym razie to jest Polska, promocje o których się nie mówi, żeby tylko ludzie nie skorzystali.
Poszłam też do Reserve, kupiłam jedną bluzę i właściwie to już nawet na skarpetki mi nie starczyło. Nie chciałam wydawać więcej, bo bałam się że nic nie dostanę zwrotu i tyle będę z tego miała.
Następnego ranka dostałam SMS, że znaleziono torbę, która wyglądem przypomina moją i mam im podać co dokładnie znajdowało się w środku. Zalogowałam się na stronę LOTu i dokładnie opisałam zawartość. Tak jak pisałam, przedmiot po przedmiocie coraz bardziej chciałam mięć tą torbę z powrotem. Zbyt wiele wartościowych rzeczy tam miałam. Kolejnego dnia dostałam telefon, że torba jedzie juz do mnie. Mój tata podał dokładny adres - Wielkopolska, po czym dostałam potwierdzenie, że torba jedzie do: Małopolska. Można? można!
Wieczorem jednak torba zawitała pod moim domem, przywieziona przez prywatnego przewoźnika. W torbie niczego nie brakowało, wszystko było, łącznie z litrową butelką bourbonu i 3 butelkami piwa (Nate pomysł).
Tydzień po moim powrocie do USA tj. 10 stycznia dostałam e-mail od LOT-u że moja reklamacja została uwzględniona i przyznano mi 396pln zwrotu na konto. Wszystko zakończyło się pozytywnie, ale kosztowało mnie to sporo stresu. Napisałam ten post, żebyście wiedzieli w razie zaginięcia waszej torby że przysługuje Wam "zapomoga" na okres czekania na torbę, więc skoro macie takie prawo to z niego korzystajcie!