sobota, 29 czerwca 2013

Washington cd.

Ogólnie to ja nawet nie zauważyłam, że coś z nim może być nie halo. Przystojny, chudszy od Sheldona, sympatyczny, wygadany no ale to wszystko jeszcze o niczym nie świadczyło. Następnego dnia wszyscy do mnie z pytaniem co o nim myślę, no to mówię, ze spoko koleś i nagle każdy, no ale wiesz, że on jest gejem. W jednej sekundzie kopara mi opadła i momentalnie zaczęłam analizować jego zachowanie i dochodzić do wniosku, że mogą mieć rację. Nie wzięłam od niego nawet numeru, ogólnie to później gadało mi się lepiej z jego kumplem z Włoch niz nim. Poza tym wyjeżdża w przyszłym roku na studia do Kalifornii a ja i tak bym go nie zamieniła z Sheldonem ;)

Następnego dnia było grubsze zwiedzanie miasta z przewodnikiem.






















Coraz bardziej utrzymuje się w przekonaniu, że im człowiek ma lepszy aparat i uważa się za lepszego fotografa tym zdjęcia robi beznadziejne. Był z nami na wycieczce jeden znajomy malarz. Miał mega wyczesany aparat, ale co z tego jak robił mi beznadziejne zdjęcia.

Przecież to jest logiczne, że jeśli jestem w Los Angeles i stoje na tle napisu "Hollywood" i proszę kogoś o zrobienie zdjęcia to nie po to by jebną mi zdjęcie samej twarzy. Gdybym chciała sweet focie to poszłabym do toalety.





Po zwiedzaniu udaliśmy się na bankiet. Pierwszy raz miałam okazje być na bankiecie typu angielskiego i bujać się z kieliszkiem wina za 30$ wśród ludzi biznesów i interesów.


Następnie udaliśmy się na sale, na dinner prezydencki. Jadłam najzajebistszą sałatkę cesar w moim życiu. Jedzenie było bardzo wystawne i eleganckie. Ale co nie zmienia faktu, że po kolacji Syla była głodna.

Po przemowach i innych takich był koncert country a ja i Juli udałyśmy sie na miasto. Tym razem tylko we dwie i tym razem zostałyśmy Virginii. Poszłyśmy do pierwszego lokalu, wypiłyśmy po 2 piwa obejrzałyśmy mecz Reds'ów Cincinnati i ruszyłyśmy dalej. No i zakończyłyśmy dzień w imprezie dla par homoseksualnych. Mieli karaoke i bawili sie świetne. Ze względu, że już na bankiecie "trochę" wypiłam i w 2gim barze, tez bawiłam się świetnie. Z gejami fajnie się rozmawia o ile nie trafi się jakiś zajebiście przemądrzały.

Nie wiem jak to się stało, ale nie jakimś dziwnym trafem nie mam reszty zdjęć... nie mam reszty z bankietu ani z imprez :/


W każdym razie podczas jednej wycieczki do Washingtonu - Syla zaliczyła 3 kolejne stany: D.C. VIRGINIA I MARYLAND.

P.S. drugiego kandydata jeszcze nie poznałam, ale poznałam jego rodziców i to mi wystarczy, by nie chcieć go poznać osobiście :P

wtorek, 25 czerwca 2013

Washington DC.

Podczas tych 5 dniu wydarzyło się tyle rzeczy, że aż nie wiem od czego zacząć.

W piątek o 19.00 mieliśmy samolot do Washington'u. Po 22.00 byliśmy w hotelu Marriott. Chyba pierwszy raz w życiu miałam okazję, być gościem tego hotelu. Pokój miałam mieć z praktykantką hostki, ale ostatecznie wolny pokój dzieciaki dostały kilka pięter niżej i nie mogły być aż tak daleko same.
W sobotę rano, poszliśmy na śniadanie. Wszyscy w garniturach a Syla w adidasach :)
Po śniadaniu pojechaliśmy zwiedzać Washington. Pierwsze ciekawe miejsce, jakie Syla zobaczyła, była Ambasada Polski. I od razu rogal na papie :D










Poszliśmy później do galerii sztuki. Pan, który był z nami jest malarzem. W domu jest pełno jego świetnych arcydzieł. Swoją drogą ten pan, to ojciec jednego z moich kandydatów :D










młody jak zawsze najbardziej zainteresowany :D

Później chodziliśmy po okilicy. Miałam okazje zobaczyć Indyjskie wesele.


Mieliśmy rezerwacje na kolację, na 19.30. Pojechaliśmy do bardzo ekskluzywnej włoskiej restauracji.



Staliśmy i czekaliśmy na znajomych hostki. Wszystko ładnie pięknie, tylko ona powiedziała, że "tego" chłopaka poznam w niedzielę a on przyszedł w sobotę! Jak tylko go zobaczyłam, papa mi się uśmiechnęła. Bardzo przystojny :D Wiedząc, że hostka chce mnie z nim "zesfatać" zachowywałam sie jak dzikus. Nie wiedziałam co mówić, robić.. wręcz zaczęłam go unikać. Na neiszczęśnie hości mi to uniemożliwili, bo usadzili go naprzeciwko mnie. Hostka mu powiedziała, że jestem z PL i pomagam jej przy dzieciach. A on na to: "I know, au pair".
yyy... ok!
Hostka jeszcze dodała, że przyjechałam sie tu nauczyć angielskiego i on musi dużo ze mną rozmawiać, bo muszę dużo ćwiczyć.
Myślalam, że się zapadnę pod ziemię. Rozmowa jakoś się toczyła, osobiście uważam, że bardzo w porządku koleś. Zostaliśmy zmuszeni do wspólnej fotki. Zapytałam go gdzie są dobre imprezy w Washingtonie, bo chce iść z Juli (praktykanta), powiedział, że jest bardzo dużo. Potem powiedział, że zabrałby nas gdzieś ale idzie na imprezę urodzinową. Później wszyscy się zapytali, kiedy pójdziemy na balety. Ja mówię, że chcemy iść gdzieś dzisiaj.. a wszyscy z Michael'em? było mu głupio i powiedział, że jak chcemy to możemy z nim iść. Powiedziałam, że on ma swoje plany i że pójdziemy gdzieś same..... no niestety nie było tak łatwo jak się wydawało...
Jak już wszyscy pojechali i zostałam ja z Juli i Micharl'em powiedziałam, żeby się nie przejmował i sobie poszedł z kumplami. Ja pojadę gdzieś z Juli a jutro wszystkim powiemy, jak było super i jaki jesteś ekstra. Powiedział, że nie można tak ( jasne, Amerykanin :P ) i że bardzo chce nas zabrać.

No to pojechalim... my mieliśmy tylko karty, więc on płacić za taxi. Akurat tego dnia w Washingtonie była parada homoseksualistów. Wszędzie pełno, pełno ludzi. Staliśmy przed jakąś dziwną imprezą 10 min w kolejce. Po wbiciu do środka, nie miałam wątpliwość co do określenia "dziwne". Pełno wiary, stoliki piknikowe i możliwość kupienia piwa. Ani muzyki, ani TV tylko hałas i dym papierosowy. Praktycznie nikogo nie słyszałam. Poznałam jego kumpli, 2óch z Włoch i jeden Amerykanin z babcią z PL. Jedyne co umiał powiedzieć to, "duże piwo" pomimo, że był juz wcześniej w PL.
 Jak zawsze nie znam imion nikogo, nie mam w ogóle głowy do imion - bez kitu. 3 dni zapamiętywałam imię Juli a chodziłam z nią na balety i spędzałam z nią najwięcej czasu:

Jako ciekawostkę powiem wam jaki mam dobry bajer. Chyba z każdym kolesiem, dostłownie z każdym to przerabiałam i zawsze działa, jako temat do rozmowy. Mianowicie piłka nożna. Każdy facet zna się i jara pilką ( no prawie każdy). Jak zastaje cisza, facet pierwsze co pyta to o piłkę. A że ja byłam kiedyś cholernie zakochana w Beckhamie to dzięki i dla niego oglądałam prawie wszystkie mecze. Teraz też chętnie oglądam mecze i wiem, co i jak się dzieje. Faceci mogą gadać o tym godzinami a i ja mogę się popisać znajomością piłki : ) w każdym razie Polecam :D

Po tym jakże miłym posiedzeniu udaliśmy się do "normalnego klubu" tam oczywiście przezajekurwabisty chuj na bramce, powiedział, że na dowód polski mnie nie wpuści i mam mu pokazać paszport. Oczywiście Syla paszportu nie miała i chuja co weszła na balety.

I pojechalim do domu....

później jak się okazało Michael jest gejem..............


C.D.N.



poniedziałek, 17 czerwca 2013

Niby zwykły dzień, ale zapamiętam go na bardzo długo.

Jestem już w USA 258 dni. Zleciało nie wiem kiedy, normalnie jak jeden dzień. Jeszcze wczoraj pamiętam jak tłukłam się ponad 10h samolotem do USA. A dziś jestem tu już 8 miesięcy. Szmat czasu... nie chce sie rozwodzić co jest fajne, co mnie urzekło i zmieniło. Przy najmniej nie tym razem. Ten post ma na celu, ostrzeżenie przed tym co może was czekać w USA.

Po pierwsze, chciałabym usprawiedliwić wszystkie au pair'ki, które piszą, piszą bloga aż nagle cisza. Uwierzcie mi, mnie też już to dopadło. Gdy tu przyjechałam wszystko mnie fascynowało i wszystkim chciałam sie podzielić. Teraz to jest dla mnie normalne życie i nic nie robi już na mnie większego wrażenia. Gdy mam wolny czas, zawsze przez myśl mi przejdzie napisanie nowego posta. Pomimo to najnormalniej w świecie mi się nie chce. Wolę gdzieś jechać, spotkać się ze znajomymi... Napisanie takiego posta zajmuję czasami parę minut a czasami i parę godzin, jeśli wrzucamy sporo zdjęć.

Jestem w trakcie pisania posta o Washingtonie (oj dzialo się :P ) ale jeszcze nie jest skończony :/

Wracając do głównego wątku... Jak wspomniałam, wszytsko wydaje mi się juz normalne i oczywiste. Nawet, to że wbiłam ostatnio z Natalia na Amerykańskie party a kolesie na podłodze zaczęli czytać Biblię na głos i szukać odpowiedzi na nurtujące pytania ludzkości - było czymś normalnym.

Ale.... do soboty!

W sobotę ja, Natalia, Sheldon i Sheldona kumpel Ben pojechaliśmy na balety. W Cincinnati jest taka ulica, gdzie jest obok siebie mnóstwo imprez, a przy okazji zajebisty widok na panoramę miasta. Pomimo, że Syla wypiła dużo już w samochodzie, zdjęć oczywiście nie mam.

Weszliśmy do pierwszego klubu. Syla kupiła piwa i postanowiłam wyjść z Natalią na chwilę na zewnątrz. Usiadłam na ławce, postawiłam piwo koło siebie i szukałam w torebce telefonu. Wtedy podszedł do mnie pan policjant, bez słowa zabrał mi piwo i wyrzucił do kosza. Uprzejmie zapytałam, dlaczego to zrobił, on odpowiedział, że nie wolno pić w miejscu publicznym i że powinnam dostać jeszcze 150$ mandatu. No ale ok...

Zmieniliśmy lokal na sąsiedni. (Wszędzie wejście za free :D )
Weszliśmy na samą górę napić się piwa i wtedy do mnie i do Natalii dosiadło się 2óch kolesi. Wyglądali na normalnych, jeden obcokrajowiec, ale już nie pamiętam skąd. Po krótszej rozmowie okazało się, że jeden z nich ma dziewczynę z Polski. Mało tego znał parę słówek po Polsku. Potem dosiadło się jeszcze paru kolegów i wszyscy zaczęli do nas mówić po Polsku, "jak się masz?" "co u Ciebie?" "dziękuję, dobrze"! Byłam po prostu nimi oczarowana :P
Natalia mówiła, że później jeden z nich zaśpiewał "Ona tańczy dla mnie".

Gdy czas imprezowy się skończył a my zjedliśmy amerykańskie hot-dog'i, zaczęliśmy szukać stacji benzynowej. Ben chciał kupić papierosy. Oczywiście GPS 2 razy wskazał nam nie istniejące stacje. Sheldon się wkurzył i powiedział, że będziemy jechać do domu, a po drodze na bank znajdziemy jakąś stację. I tak też się stało i to szybciej, niż nam się wydawało. Stacja jak stacja... Natalia poszła z Benem, a ja zostałam z Sheldonem w samochodzie. Sheldon mi powiedział, że okolica nie wygląda na ciekawą. Pokazał mi druty kolczaste za budynkiem stacji. Dosłownie po tym jak Sheldon mi to pokazał, usłyszeliśmy potworny huk!! Niczym wystrzał gigantycznej petardy, a po sekundzie, ktoś walną samochodem w nasz tył! Byłam przerażona, Sheldon tylko na mnie spojrzał i powiedział, że ktoś w nas uderzył. Wyszliśmy na zewnątrz obejrzeć samochód, na szczęście skończyło się na małym zadrapaniu, pomimo, że uderzenie w samochodzie wydało się konkretne. Jak się później okazało, ta "petarda" to był pistolet. Ktoś po prostu strzelił z tego samochodu i próbował szybko uciec. Z tego co widzieliśmy nikt nie został ranny. Albo zamachowiec chybił, albo dał ostrzegacze strzały w niebo. Na szczęście nikt nie zginął.

Po co to mówię?!
Ohio to spokojny stan, przez wielu nazywany nudnym. Cincinnati to małe, ale urocze miasto.
Skoro w takim mieście dzieją się takie rzeczy, pomyślcie sobie co dzieje się w NYC, MIAMI czy innych dużych miastach. Nie mówię tego, żeby was przestraszyć, zniechęcić do wyjazdu czy coś. Jeśli, ktoś ma zginąć to zginie, choćby na środku pola. Moim punktem jest, abyście byli świadomi co się święci w USA i co może was spotkać na co dzień. Wiem, że to co nas nie dotyczy osobiście, nie robi na nas większego wrażenia. Ale ja już to przeżyłam. Poza tym praktycznie każdy mój znajomy ma pistolet (praktycznie, bo nie każdego o to pytam). Kiedyś miałam okazję być na domówce, gdzie jeden typ przyniósł swój pistolet, by się pochwalić. Teraz pomyślcie, impreza + alkohol + pistolet, moim zdaniem równanie nie może być pozytywne.

To tyle w temacie,

pozdrawiam i do przyszłego


środa, 5 czerwca 2013

No i jest decyzja...

Nie wiem dlaczego, ale zaraz po napisaniu postu i przeczytaniu waszych komentarzy, byłam już pewna jaką decyzje podjąć. Po pierwsze to bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, każdy dokładnie prze analizowałam 3 razy. Nie ukrywam, że dały mi do myślenia. Czasami właśnie potrzeba opinii kogoś postronnego aby wysunąć odpowiednie wnioski. Po pierwszych 3 komentarzach, byłam już pewna "to będzie kolejny rok w Ohio". Któregoś ranka widziałam, że hostka siedzi i czyta książkę. Pomyślałam sobie, że dobra okazja by zapytać, czy zaczęli już szukać jakiejś nowej au pair, bo jeśli nie tooo....
Miałam jeszcze nie iść, miałam jeszcze poczekać, dać sobie jeszcze jeden dzień na zastanowienie...
No ale nad czym się tutaj zastanawiać, jak jestem pewna na 99% a następny dzień może być już za późno dla mnie.

Poszłam i prosto z mostu walnęłam, czy znaleźli już nową au pair. Hostka powiedziała, że nie. Chcą się tym zająć gdy wrócimy z Washingtonu. Powiedziałam, że jesli by chcieli, to bardzo chciałabym zostać u nich na kolejny rok. Hostka się ucieszyła, ja się ucieszyłam, bo ona była na tak!

Ale to nie koniec..

Ucieszyłam się i już miałam iść popędzać dzieciaki do szkoły, gdy hostka zadała mi dziwne pytanie:

"Chcesz kogoś tutaj poznać?"

"yyyyyy" - tak brzmiała dosłownie moja odpowiedź.

"Mam na myśli czy chciałabyś poznać jakiegoś chłopaka, bo mam dla Ciebie dwóch kandydatów. Są mądrzy, po dobrych szkołach, przystojni i bogaci." - dodała moja hostka..

"yyyy... w zasadzie to juz tutaj kogoś poznałam, ale zawsze jestem otwarta na nowe znajomości" C:

Pierwszego kolegę mam poznać w ten weekend w Washingtonie i jak znajdę czas to dam znać co i jak..
To tyle póki co w temacie.

Propos mojej decyzji, wiem, że nie będę jej żałowała, ale będzie mi smutno. Wszyscy moi znajomi sobie stąd wyjadą, a ja zostanę z tymi co też nie chcieli zmian. Czy pojechałabym do Miami czy gdzie indziej byłoby to samo. Byłabym znów sama jak palec...a tutaj chociaż mam Sheldona. Trochę mi smutno, że oni sobie pojadą i już nigdy ich nie zobaczę. Po raz kolejny stracę znajomych, jak tych po szkole średniej, po studiach teraz po roku w USA.... ach życie czasami jest do bani.